Po kolacji wigilijnej Adam i Marianna wręczali domownikom prezenty znajdujące się pod choinką. Zazwyczaj przed świętami przychodziła bowiem ze Stanów duża paczka od Karoliny, siostry Marianny. Były w niej różne przedmioty, które stosownie rozdzielano pomiędzy domowników, aby każdy otrzymał coś szczególnego. Później zaś rozpoczynało się śpiewanie kolęd. Jako pierwszą śpiewano zawsze kolędę „Bóg się rodzi”. Była ona wykonywana z wielką powagą, szczególnie przez obydwie prababcie: Rozalię i Mariannę, a także drugą Mariannę i Adama. Mówili oni bowiem, że kolęda ta towarzyszyła polskim wygnańcom i tym, którzy dostali się do niewoli lub wyjechali z kraju za chlebem. Rozalia zawsze wspominała, jak w Ameryce, w polskim kościele w Clifton, wierni, śpiewając podczas pasterki tę bożonarodzeniową pieśń, głośno płakali.
Kolęda „Bóg się rodzi” stanowiła tylko preludium do wielkiego koncertu kolęd i pastorałek, które długo rozbrzmiewały w ten szczególny wieczór w domu na Górce. Po odśpiewaniu kilku powszechnie znanych pieśni, przynoszono bowiem kantyczki i radosne śpiewy niosły się echem w tę najpiękniejszą noc w roku. Śpiewano również kolędy i pastorałki angielskie oraz niemieckie. Prym wiodły tutaj Marianna i Rozalia, które bardzo dobrze znały obydwa te języki, a także dzieci, które zostały wcześniej wyuczone tekstów kilku obcojęzycznych kolęd. Bywało, że pojawiały się w nich również słowa polskie, co wiązało się z tym, że na Górce mówiono w kilku różnych językach.